Start by doing what’s necessary. Then do what’s possible. And suddenly you are doing the impossible.

To niesamowite jak słowa potrafią być ponadczasowe, a ich znaczenie uniwersalne. Powyższe wypowiedział kilka wieków temu św. Franciszek. Nie wiem do kogo je kierował i w jakiej sytuacji, ale dziś to jedna z najważniejszych rad dla mnie.

 

„Zacznij od tego co konieczne”. Wszystkie drobne, codzienne obowiązki jeśli nie są załatwiane na bieżąco są jak płatki śniegu przybierające formę rozpędzonej lawiny. Lawiny zasypującej spokój, poczucie bycia tu i teraz, możliwość odpoczynku. Nagle okazuje się, że robiąc jedną rzecz, nie potrafimy przestać myśleć o pięciu innych. Zaczynamy szukać magicznego sposobu jak się zrelaksować, poprawić koncentrację. Wpadamy w błędne koło – czym więcej mamy do zrobienia, tym mniej robimy bo… jesteśmy przytłoczeni tym, co jeszcze musimy zrobić. Wyznaczamy nierealne cele, coraz bardziej zagęszczone w czasie. Pracujemy aż do wyczerpania, a mimo to zasypiamy z poczuciem, że nie udało się zrobić nawet małej części planu. Stajemy się chomikami biegnącymi w kuli, nie dostrzegając, że czym szybciej pędzimy, tym szybciej grunt usuwa nam się spod nóg.

 

Ja ostatnio zgotowałam sobie taką sytuację. Co ciekawe, czym więcej wysiłku wkładałam w jej opanowanie, tym większego chaosu doświadczałam. Dlaczego? Bo wszystkie cele znajdujące się na długiej liście miały taki sam priorytet. Oczywiście „na wczoraj”. Zaczęłam więc od nadania hierarchii – wg. klucza „zacznij od tego co konieczne”, absolutnie niezbędne. Potem stworzyłam realny plan realizowania tych najważniejszych celów z uwzględnieniem czasu na odpoczynek. Teraz systematycznie wdrażam je w życie i już widzę jak horyzont pomału się oczyszcza. Systematyczność jest extra! Systematyczność jest sexy! ;) Dzisiejszy dzień kończę z poczuciem, że zrobiłam wszystko to, co zaplanowałam. Dawno nie odczuwałam takiego spokoju.

 

Łapcie w locie wszystkie swoje płatki śniegu!

Dobrej nocy :)



Copyright Monika 2021