Perfekcja kontra autentyczność

Wszyscy chcemy być idealni, mieć perfekcyjne życie. Od najmłodszych lat marzymy o sławie – zachwyt w oczach innych nadaje nam blasku i wyjątkowości. Chcemy pierwszych miejsc w każdej dziedzinie życia, w każdym wysiłku jaki podejmujemy. Najdrobniejszy krok musi być opromieniony chwałą zwycięstwa. Wstajemy rano, jemy perfekcyjne śniadanie, robimy perfekcyjny makijaż, nakładamy perfekcyjne ubranie, wsiadamy do perfekcyjnego samochodu i jedziemy do perfekcyjnej pracy, na obiad idziemy do perfekcyjnej restauracji, wieczorem odbywamy perfekcyjną randkę z perfekcyjnym facetem, zasypiamy myśląc o perfekcyjnych marzeniach. Skąd wiemy, że coś jest perfekcyjne? Co za banalne pytanie… inni nam powiedzieli. A co ze zwykłą szczerością, byciem sobą? Cóż… lepiej się nie wychylać. Spontaniczność może nie znaleźć uznania w oczach innych. Właśnie w ten sposób nasze życie staje się małym, klaustrofobicznym pudełkiem w którym ledwo oddychamy. Z czasem przestajemy dostrzegać te kilka rzeczy które naprawdę nam się udały. Codziennie sączy się w naszym umyśle lęk, że jeszcze wiele nam brakuje. Można pomyśleć, że to dotyczy karierowiczów czy pracowników wielkich korporacji biorących udział w wyścigu szczurów itd. Jednak to dotyka nas wszystkich. Licytujemy się nawet na liczbę odmówionych modlitw czy najbardziej spektakularne przeżywanie żałoby. Ja od 3 miesięcy mogę realizować swoje wielkie marzenie. Kiedy dowiedziałam się, że będę miała taką możliwość byłam ogromnie szczęśliwa i wzruszona, miałam mnóstwo świetnych pomysłów, energii i zapału. Jednak to prysło jak bańka mydlana kiedy zrozumiałam, że to co robię na tej nowej drodze nie jest idealne. Marzenie, które miało być początkiem nowego, autentycznego życia wcisnęłam w tory perfekcji. I po tych 3 miesiącach odkryłam, że jestem zmęczona tym co sama sobie stworzyłam, że to zwyczajnie nie jest moje i najchętniej bym to zostawiła. Zamiast wewnętrznego spokoju i motylków w brzuchu ze szczęścia, czuję paraliżujący strach, że to co robię okaże się niewystarczająco idealne. Dziś, kiedy to sobie uświadomiłam moje życie znowu zaczyna być wspinaczką na zieloną górę, z której roztacza się widok na czyste niebo i na której można krzyczeć ze szczęścia choć być może nikt nie usłyszy. Czy się potknę? Wiele razy. Czy stracę czas? O tak, mnóstwo… Warto jednak zrozumieć, że życie jest autentycznym, niesamowitym darem, a nie ładnie zapakowanym prezentem pustym w środku.


Życzę Wam miłego weekendu, czytania książek do góry nogami, spacerów w deszczu (bez względu na perfekcyjny makijaż), kawałów bez sensu i dużo, dużo szczerej radości i śmiechu :)


Let’s rock & roll!

Monika



Copyright Monika Trawinska 2012. Projekt graficzny: monikatrawinska.pl