Jak przejść na Raw food (surową dietę) i nie zwariować?

Kiedy pierwszy raz próbowałam przejść na Raw food chciałam to zrobić jak najszybciej. Bardzo inspirowały mnie historie ludzi, którzy po wprowadzeniu surowych pokarmów pozbyli się olbrzymiej nadwagi, depresji a nawet nowotworów złośliwych. Nie wiedziałam jak dokładnie wyglądał ich pierwszy krok – zmiana diety, ale wyniki osiągnęli rewelacyjne. Nie przygotowywałam się też specjalnie. Uznałam, że motywacja w postaci choroby wystarczy. Wzięłam worek na śmieci i wrzucając produkt po produkcie żegnałam się ze starym, niezdrowym stylem życia. Następnego dnia byłam już na 100% Raw food. Wytrzymałam 3 długie i ciężkie tygodnie. Miałam fatalny nastrój, huśtawkę emocjonalną, czułam się sfrustrowana i wściekła. Cały czas bolała mnie głowa. Ciągła walka ze sobą pochłaniała prawie całą energię. W końcu uzależnienie od cukru wzięło górę – zaczęłam podjadać słodycze. Byłam sobą ogromnie rozczarowana. Po kilku tygodniach zrozumiałam, że stres związany z dietą bardziej zatruwa mój organizm niż nawet najsłodszy deser. Tak właśnie NIE powinno wyglądać przechodzenie na Raw food.



Zrobiłam 2 kroki do tyłu. Wróciłam do poprzedniego sposobu odżywiania, ale wybierałam jak najmniej przetworzone produkty. Prawdziwy chleb, ekologiczne mleko, masło i jaja, wędliny wyrabiane w tradycyjny sposób. Zaczęłam szukać sposobu jak przejść na Raw food zdrowo i z dobrym samopoczuciem. Wiele cennych informacji znalazłam w książkach Roberta O. Younga i Kris Carr. Zrozumiałam, że przyczyną niepowodzenia mojej pierwszej próby było całkowite pominięcie okresu przejściowego. Chciałam w ciągu jednego dnia zmienić nawyki, które kształtowały moją dietę przez kilkadziesiąt lat. Wydawało mi się to logiczne – skoro przetworzona żywność jest tak toksyczna dla organizmu, to całkowite jej odstawienie powinno przynieść ulgę i dobre samopoczucie. Ale tak się nie stało. Dlaczego? Z kilku powodów:


Niewiele osób zdaje sobie sprawę jak bardzo nadajemy żywności wartość emocjonalną. Przyjemnością jedzenia próbujemy wypełnić te obszary naszego życia, które nie sprawiają nam tyle satysfakcji, ile byśmy oczekiwali. Dzieje się to oczywiście nieświadomie. Dlatego pierwszym krokiem na drodze do zdrowia jest poznanie i zrozumienie dotychczasowych nawyków żywieniowych, rozpoznanie przyczyn głodu emocjonalnego, uporządkowanie sposobu myślenia o jedzeniu. Więcej na ten temat piszę w poprzednim poście: Pierwszy krok w kierunku zdrowego odżywiania.


Przechodzenie na Raw food to stopniowy proces, a nie pojedyncze wydarzenie. Nie uda się zbudować dobrego zdrowia bez solidnego fundamentu. Próbując zmienić zbyt dużo w zbyt krótkim czasie, można się tylko zniechęcić. Walka z samym sobą stanie się nie do zniesienia. Skuteczność diety w połowie zależy od samopoczucia. Stres jest silnie kwasotwórczy. Nawet 100% Raw food nie poprawi kondycji organizmu jeśli napięcie związane z wprowadzaniem nowych nawyków żywieniowych (lub inną dziedziną życia) będzie zatruwało organizm. Dlatego najlepiej wyznaczyć małe kroki i rozłożyć je w czasie tak, aby kolejną zmianę wprowadzać po upewnieniu się, że poprzednia już nie sprawia problemu. Jeżeli zrezygnowanie z czegoś sprawia trudności, widocznie nie przyszedł na to jeszcze czas. Stres, obwinianie, krytykowanie czy wątpienie w siebie odbiera zdrowie! Warto też pamiętać, że celem jest przejście na Raw food, ale każda drobna zmiana w tym kierunku poprawia kondycję organizmu. To dobry powód do radości :)


Przechodzenie na Raw food powinno być stopniowe także dlatego, że po wprowadzeniu surowych pokarmów organizm zacznie się oczyszczać z zalegających toksyn. Jeżeli proces ten przebiegnie zbyt szybko zostanie uwolniona za duża ilość toksyn – układ odpornościowy ulegnie przeciążeniu. Dlatego przy mojej pierwszej próbie przejścia na Raw food cały czas bolała mnie głowa. Bardzo ważne w tym okresie jest wspomaganie organizmu poprzez picie dużych ilości wody oraz wysiłek fizyczny. Warto pamiętać, że podczas oczyszczania organizmu i wprowadzania surowych pokarmów powinno się odczuwać jedynie lekki dyskomfort, a nie silne objawy. Jeżeli takie występują proces przechodzenia na Raw food jest zbyt szybki.


Przechodzenie na Raw food to NIE walka z własnym organizmem, tylko konsekwencjami niezdrowej diety. Kiedy przeczytałam książki Roberta O. Younga na temat balansu kwasowo – zasadowego, pierwszy raz spojrzałam na swoje schorzenia i nadwagę z wdzięcznością. Zrozumiałam, że różnego rodzaju choroby są sygnałami ostrzegawczymi jakie organizm wysyła do mojej świadomości, abym przestała sobie szkodzić niewłaściwym odżywianiem. Tak Robert O. Young pisze o przyczynach nadwagi: „Ciało zatrzymuje tłuszcz jako ochronę przed nadmierną produkcją kwasów wytwarzanych przez typową zachodnią dietę (składającą się m. in. z dań smażonych, fast foodów, produktów przetworzonych z dodatkiem cukru). Część kwasów jest eliminowana przez jelita, układ moczowy oraz skórę, ale wszelkie pozostałości trzeba neutralizować, czyli zobojętniać. Nadmiar kwasów w organizmie, powoduje rozpad komórek w tkankach i narządach, mniej więcej w taki sam sposób jak kwaśne sosy zmiękczają mięso. Rozpad komórek sprawia, że ciało zaczyna działać jakby pod wpływem instynktu samozachowawczego: zużywa tłuszcz z pożywienia i ten już zgromadzony, aby za wszelką cenę się chronić. [...] Tłuszcz używany jest przede wszystkim do przechowywania kwasów. Zapytajcie jakiegokolwiek chirurga plastycznego – tłuszcz odsysany z ciał pacjentów ma kolor brązowy i czarny z powodu zawartych w nim kwasów. [...] Podsumowując: nie cierpisz na nadwagę, ale na zakwaszenie organizmu. Tłuszcz w rzeczywistości ratuje ci życie. Bez ochrony, jaką daje on komórkom, tkankom i narządom przed kwasami, byłbyś martwy”. Warto docenić mądrość swojego organizmu i stworzyć z nim zgrany team :)


Zmiana nawyków żywieniowych to wspaniała i bardzo pozytywna zmiana. Często jednak do nowej diety podchodzimy z poczuciem straty. Jeśli rozumiemy wprowadzanie surowych pokarmów jako zewnętrzny przymus, który nakazuje wyeliminować dotychczasowy sposób odżywiania i niezdrowe (ale pyszne!) posiłki długo na takiej diecie nie wytrzymamy.  Zdrowe i komfortowe przejście na Raw food to DOKŁADANIE nowych posiłków a nie rezygnowanie (z bólem) ze starych. Jedzenie to przygoda! Warto eksperymentować z przepisami by znaleźć te, które nam najbardziej smakują. I potem włączać surowe, ulubione potrawy do codziennej diety. Dzięki takiemu podejściu w naturalny sposób stare, niezdrowe i pyszne fast foody zamienią się w nowe, super zdrowe i jeszcze pyszniejsze Raw food. Często mamy zakodowane, że zdrowe odżywianie jest nudne i niesmaczne. A to nie prawda!

Warto sobie ułatwiać proces wprowadzania surowych pokarmów. Jeżeli coś na początku nie smakuje lepiej nie jeść tego na siłę bo można się zniechęcić. Np. dla mnie na początku zielony sok wydawał się dziwny w smaku. Piłam więc sok marchewkowy, który uwielbiam i codziennie dodawałam więcej zielonych warzyw. Nawet się nie zorientowałam kiedy uznałam, że nie potrzebuje już soku marchewkowego, sam zielony jest super.


Przejście na Raw food wiąże się ze spożywaniem dużej ilości warzyw. Oczywiście najlepiej jeśli są ekologiczne. Jednak wchodząc do sieciowych sklepów ze zdrową żywnością, np. w Galerii Mokotów w Warszawie można się na serio przerazić. Ceny są kosmiczne. A produkty ekologiczne wcale nie muszą być drogie. Jeśli chodzi o siemię lniane, sezam, pestki dyni, słonecznika, ciecierzyce, soczewicę, fasolkę adzuki czy kidney polecam półki ze zdrową żywnością w supermarketach. We wspomnianej już Galerii Mokotów na przeciwko sklepu ze zdrową żywnością znajduje się supermarket Carrefour. Wszystkie wymienione wyżej pestki i ziarna są tam za połowę ceny. Podkreślam – to te same produkty. Jeśli chodzi o warzywa warto znaleźć rolnika ekologicznego i robić zakupy bezpośrednio u niego. Można też poszukać na targu sprzedawcy, który oferuje własne produkty rolne i dowiedzieć się czy stosuje pestycydy itd. Jeśli mamy wątpliwości co do szczerości odpowiedzi najlepiej zapytać o możliwość przyjazdu na gospodarstwo. Ja kupuje warzywa u rolnika ekologicznego i ceny są naprawdę przystępne, ponad 2 razy niższe niż w sklepie ze zdrową żywnością.


I najważniejsze… Przed przejściem na Raw food powinno się wykonać szczegółowe badania lekarskie, a potem powtarzać je co jakiś czas. Daje to pewność, że wszystko idzie zgodnie z planem, ale także motywuje kiedy dostrzega się efekty diety czarno na białym :) Wyniki są też ważną informacją czy nowy sposób odżywiania jest odpowiednio zbilansowany.



W kilku punktach – jak dokładnie wyglądało moje przejście na Raw food.

Za drugim razem oczywiście :)


1. Wykonałam dokładne badania lekarskie.


2. Produkty, które jadłam do tej pory zamieniłam na jak najmniej przetworzone i ekologiczne. Chleb na zakwasie, ekologiczne mleko, masło i jaja, wędliny wyrabiane w tradycyjny sposób. Trochę trwało zanim znalazłam te prawdziwe i najlepszej jakości. W następnych postach opiszę dokładnie na co zwracać uwagę robiąc zakupy. Zrezygnowałam z fast foodów, wszystkie posiłki przygotowywałam w domu.


3. Wprowadziłam zielone soki. Na początku piłam te do których byłam przyzwyczajona – sok marchewkowy i jabłkowy z coraz większą ilością zielonych liści. Z czasem zaczęłam pić z samych zielonych warzyw: pietruszki, szpinaku, brokuła, selera, sezonowo jarmużu i sałaty. Zaczęłam hodować trawę pszeniczną i ją także wyciskać.


4. Piłam coraz więcej wody z wysokim pH (zasadowej). Więcej na temat suplementów podwyższających pH wody znajdziecie w następnych postach.


5. Ćwiczyłam. Zaczęłam od bardzo delikatnych ćwiczeń, dosłownie 10 minut dziennie i z czasem zwiększałam wysiłek.


6. Zanim wprowadziłam Raw food jadłam bardzo dużo słodyczy takich jak batoniki, cukierki, czekoladki itd. W pierwszej kolejności zamieniłam to wszystko na domowe ciasta, które sama piekłam. Następnie wprowadzałam coraz więcej suszonych, słodkich przekąsek takich jak rodzynki, daktyle. Potem zamieniłam ciasta na desery Raw food: budyń z bananów i avokado, orzechowo – figowe kulki, czarny ryż z melonem i mleczkiem kokosowym. Przepisy na wszystkie te słodkości zamieszczę w następnych postach. W końcu zaczęłam redukować desery i zastępować je owocami.


7. Wyeliminowałam nabiał. Nadal jadłam kanapki, więc zamiast masła używałam avokado.


8. Jadłam coraz więcej sałatek. Dużo eksperymentowałam z przepisami i wprowadzałam do codziennych posiłków tylko te, które mi naprawdę smakowały.


9. Zaczęłam jeść różnego rodzaju orzechy jako przekąskę.


10. Jadłam co najmniej jedno avokado dziennie.


11. Wprowadziłam koktajle błonnikowe zamiast kanapek na śniadanie. Przepisy na nie znajdziecie w następnych postach.


12. Zamieniłam kawę na pyszną, zieloną herbatę.


13. Włączyłam do diety groszki typu ciecierzyca, fasola kidney czy adzuki (polane oliwą z oliwek i dobrze przyprawione) jako przekąskę.


14. Wyeliminowałam mięso w obiadach. Zaczęłam od wprowadzania surowych, bardzo smacznych sosów do posiłków które jadłam. Stopniowo wymieniałam różnego rodzaju sosy pieczeniowe na oliwę z oliwek z przyprawami, a zapiekane i smażone warzywa na surowe. Dokładałam coraz więcej sałatek. Mięso zaczęłam traktować jako dodatek, a nie główny składnik obiadu. W końcu nie było mi już potrzebne.


15. Makarony i gotowane ziemniaki (które razem z mięsem były podstawą mojego obiadu przed przejściem na Raw food) zamieniłam na groszki: ciecierzyce, fasolkę kidney, soczewicę. Biały ryż zastąpiłam czarnym.


Przejście na Raw food za drugim razem zajęło mi ok. 7 miesięcy. W tej chwili jestem w 70%-80% na zasadowym, surowym pożywieniu, a w 30%-20% na kwasowym, gotowanym. Takie proporcje są zdaniem Roberta Younga najbardziej optymalne dla zachowania długotrwałego zdrowia.



Moje przykładowe menu:


Śniadanie:

Koktajl błonnikowy.

Sok z trawy pszenicznej.


Przekąska:

Owoce lub migdałowe kulki.  Przepis na orzechowo-figowe lub migdałowe kulki.


Lunch:

Fasolka kidney z surowym pesto i dużą porcją warzyw. Przepis na surowe pesto z bazylią.


Po przyjściu do domu:

Budyń z bananów i avokado. Przepis na budyń czekoladowy Raw food.


Kolacja:

Duża sałatka z orzechami i pestkami dyni.

Sok z zielonych warzyw: pietruszki, szpinaku, brokuła.


Do tego w ciągu dnia przynajmniej 3 litry wody mineralnej z wysokim pH.




Przechodzenie na Raw food to bardzo pouczająca podróż, ale przede wszystkim zwariowana i pyszna przygoda. W następnych postach znajdziecie kilka moich ulubionych przepisów z przykładowego menu powyżej. Zachęcam do wypróbowania. I nie zapomnijcie podzielić się wrażeniami :)

19 Responses to Jak przejść na Raw food (surową dietę) i nie zwariować?

  1. Marzena says:

    Bardzo inspirująca historia! Mam nadzieję, że mi również się uda :)

  2. Ewelina says:

    Dziękuję Moniko. Bardzo interesujący blog. Ja powolutku zmieniam swoją dietę. Obecnie piję dużo soków owocowych i wyeliminowałam prawie całkowicie przetworzoną chemicznie żywność i ciągle poszukuję nowych, zdrowych przepisów i wskazówek( choć raczej dążę do 70% raw ).
    Z ogromnym zainteresowaniem czytam Twoje artykuły.
    Pozdrawiam ciepło

  3. Monika says:

    Bardzo fajnie Ewelina, że powoli, bo to znaczy, że skutecznie :) 80% raw to optymalne proporcje, więc dążysz prawie do ideału :) Oby tak dalej! Pozdrawiam :)

  4. Robert says:

    Witam Cię Moniko, kawał dobrej roboty. Kilka lat temu sam zmieniłem nawyki żywieniowe. Zostałem „pożeraczem” warzyw, owoców i soków. Udało mi się to zrobić z dnia na dzień. Ale tak jak piszesz, było ciężko, na początku. Ale z drugiej strony, nigdy nie byłem typem osoby, która żyła dla jedzenia. Bo jak wiadomo, istnieją dwi grupy ludzi: tacy którzy żyją aby jeść oraz tacy którzy jedzą po to aby żyć. Taki stan, RAW, utrzymałem przez około 2 lata. W tym czasie schudłem z 130 kg do 78 kg (175 cm) które to potem przez bardzo długi okres utrzymywałem bez większego wysiłku. Mój stan zdrowia w okresie spożywania RAW bardzo się poprawił. Wyniki morfologiczne wypadały książkowo. Jednak po przeprowadzce, zmianie otoczenia, pracy powróciły stare nawyki żywieniowe. Jednak postanowiłem powrócić do veganizmu i vitarianizmu ponownie. Twój wpis dodał mi potrzebnego kopniaka. Trzymam kciuki za każdego kto rozpoczął albo ma zamiar zmienić nawyki żywieniowe na RAW.
    3majcie się .

  5. Monika says:

    Cześć Robert, dzięki :) Kurcze zmieniłeś nawyki z dnia na dzień i utrzymałeś to przez 2 lata… Jestem pod wrażeniem. Gratuluję! Po pierwsze bardzo silnej motywacji, a po drugie wspaniałych wyników.
    Co do podziału na tych żyjących aby jeść i jedzących aby żyć. Ja powiedziałabym, że wszyscy jemy aby żyć, tylko ogólnie obowiązujący sposób życia i marketing pozbawiają nas tej świadomości :) W wyniku czego zaczynamy żyć aby jeść. To w mojej opinii absolutnie nie jest cecha charakteru, predyspozycje genetyczne czy fizjologiczne – jest to wyłącznie mentalność współczesnego podejścia do jedzenia. Żaden noworodek nie domaga się jedzenia, aby „poczuć jego smak”, „poczuć zastrzyk energii” albo „bo to jest to” ;pp
    A jeśli chodzi o powrót do starych nawyków żywieniowych to wydaje mi się, że być może jest on spowodowany… zbyt szybkim przejściem na Raw food. Zauważyłam to też u siebie. Kiedy przechodziłam szybko traktowałam nowe zasady odżywiania jako coś „z zewnątrz”. A kiedy zaakceptowałam, że to musi trochę potrwać, że (jak odstawiałam cukier) czasami mam ochotę na coś słodkiego i w pierwszym okresie bardzo często temu ulegałam itd. okazało się, że to zrozumienie okazane samej sobie zaprocentowało przyjęciem nowych nawyków jako swoich. Ja osobiście uważam, że to jest kluczowe. Bo mając silną motywację, wolę, widząc nawet efekty nowej diety, przy nieodpowiednim podejściu właśnie psychicznym traktujemy ten nowy sposób odżywiania jako pewną formę w którą musimy się wcisnąć. I nawet kiedy udaje nam się utrzymać ją przez długi czas, ale jest ona sztuczna i z zewnątrz to w końcu pęka i wracamy do starych nawyków. Tak ja to widzę. Trzymam za Ciebie kciuki Robert :) Daj znać jak Ci idzie :)

  6. Beata says:

    Witam Moniko;) Chcę przejść częściowo na rawfood, ale nie mogę znaleźć informacji na temat jak mam zaspokoić zapotrzebowanie organizmu na białko. Ile mam spożywać dziennie roślin strączkowych/ orzechów/ nasion? Czy muszę codziennie jeść strączkowe? I co z zimą, co wtedy jeść? Suszone rośliny strączkowe są szkodliwe, a tym bardziej te z puszki. Prosiłabym o odpisanie też na email.

  7. Monika says:

    Cześć Beata, na temat zapotrzebowania na białko oraz gdzie i w jakich ilościach można znaleźć białko roślinne pisałam w poście: http://rawolucja.pl/dieta-przejsciowa/mleko-wszystko-co-chcesz-wiedziec-ale-boisz-sie-zapytac/ (ostatni akapit). Nie musisz oczywiście codziennie jeść strączkowych :) Na temat Raw food zimą pisałam tutaj: http://rawolucja.pl/raw-food/raw-food-zima-warzywa-ekologiczne-kontra-lokalne/ Rośliny strączkowe suszone, podobnie jak orzechy i nasiona, nie są szkodliwe jeżeli się je przed spożyciem wymoczy w wodzie (przynajmniej 8 godzin). A potem ja osobiście polecam ich ugotowanie (chociaż tutaj szkoły są różne, bo wiadomo, że gotowanie obniża pH i powoduje leukocytozę pokarmową po spożyciu posiłku, jednak gotowanie wspomaga proces oczyszczania wyżej wymienionych produktów z inhibitorów, w które nasiona, orzechy i strączkowe są zaopatrzone by zbyt szybko nie wykiełkowały. A w naszym organizmie inhibitory te zaburzają enzymy trawienne.) A te z puszki są rzeczywiście niezdrowe, są przetworzone, mają niskie pH i są dodatkowo nasycone chemią w postaci konserwantów, barwników itd.
    Pozdrawiam,
    Monika

  8. Robert says:

    Witam, minął tydzień odkąd ponownie jestem RAW – no tak na 80%. I tak jak poprzednio nie mam jak do tej pory najmniejszych problemów z przejściem na jedzenie zieleniny. Od pierwszego dnia wyeliminowałem : cukier i słodycze w każdej postaci, kawę, nabiał i mięsa. Powiem jedno: jest FANTASTYCZNIE. Napisałem że RAW w 80%, bo jak słusznie zapytała Beata, część pożywienia musimy niestety ugotować. Ale myślę że 20-30 % gotowanego jedzenia co drugi-trzeci dzień nie jest żadną przeszkodą do zdrowia. Jeśli chodzi o białko, to podobnie jak z liczeniem kalorii i dzisiejszymi normami żywieniowymi. Normy te są opracowane dla pożywienia martwego / gotowanego. Samo zjedzenie białka w ilości 100 – 200 g \ dziennie wcale nie jest wykładnikiem tego że dostarczyliśmy organizmowi odpowiednią dla niego dawkę. Ale jeśli maszyneria ( enzymy, vitaminy, minerały itd. ) przetwarzająca dostarczone białko nie działa prawidłowo to nawet spożywanie codziennie roślin strączkowych nic nie „wniesie” w nasz organizm. Poprzednim razem, gdy przez 2 lata byłem zjadaczem „zieleniny” praktykowałem coś takiego: białko co 3 dni. Raz były to strączkowe, raz np. kasza gryczana, innym razem nasiona np. sezamu, zboża itp. Pracowałem w tym czasie fizycznie. Straciłem wiele kilogramów ale zarazem moje mieśnie rosły. Ostatnimi czasy czytałem wiele o zwierzętach i przyrodzie, a największą uwagę zwróciłem na małpy – np. szympansy. Taka małpka nic nie gotuje a pomimo tego rośnie, ma świetną muskulaturę. Praktycznie u żadnego zwierzaka żyjącego w przyrodzie nie stwierdza się nowotworów, cukrzycy, anemi, miażdżycy i próchnicy.
    My ludzie, jako jedyny gatunek na ziemi gotujemy nasze pożywienie, liczymy kalorie itp. itd.
    Polecam stronke: http://nutritiondata.self.com/

  9. Monika says:

    Cześć Robert :)) Gratuluję przejścia na Raw, trzymam kciuki :)) Mam pytanie, mieszkasz w Polsce? Bo w Polsce to nie jest najlepszy moment na surowe. Cieszę się, że należysz do osób które nie mają jeszcze zniszczonego układu pokarmowego przez przetworzone jedzenie i najwidoczniej nie masz też uzależnień pokarmowych. Na tyle na ile rozmawiam z ludźmi to rzadkość, co za tym idzie tak łagodne przejście na surowe w ciągu tygodnia to wręcz niezwykłe. Oby tak dalej! Niestety większość z nas po tygodniu czuje się fatalnie, ale każdy ma swoją drogę :))
    Zgadzam się (jak zresztą napisałam w artykule) że najbardziej optymalne proporcje to 80% surowego (zasadowego) i 20% gotowanego (kwasowego). Także ze względu na bardzo ważną różnorodność w diecie. Tutaj jest ciekawy filmik na ten temat: http://www.youtube.com/watch?v=WCRn8iwnBRs&feature=player_embedded
    Natomiast jeśli chodzi o normy dotyczące białka, węglowodanów itd. ja osobiście nie zgadzam się z takim podejściem do tego tematu jak opisałeś. Bardzo wiele osób przechodząc na Raw i zachłystując się naturalnością tej diety głosi pogląd, że ludzie dawniej nie liczyli kalorii ani białek i byli bardzo zdrowi. Sporo osób na Raw ma źle zbilansowaną dietę i w efekcie niedobory, a z niektórymi produktami „przedobrza”. Tutaj jest tego przykład, człowiek na Raw dostał wylewu i zawału serca: http://www.youtube.com/watch?v=Q104Z-M0aJ8&feature=player_embedded Pamiętajmy o tym, że każda dieta musi być przede wszystkim zbilansowana, nawet Raw. Piszesz, że normy zostały stworzone dla przetworzonego jedzenia. Ja uważam, że to tylko część prawdy – normy te zostały stworzone dla organizmów żywionych przetworzonym żywieniem. A nasze organizmy przyzwyczajone do przetworzonego jedzenia w ciągu jednego dnia nie wchłaniają więcej składników odżywczych jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wiele osób ma nawet na trwałe upośledzony system wchłaniania przez zbyt długą dietę pokarmów sztucznie dosładzanych i przetworzonych. Dlatego ja osobiście uważam, że powinniśmy brać pod uwagę normy. Z czasem organizm nasyca się wartościami odżywczymi i potrzebujemy ich mniej, ale zanim to nastąpi (a jest to w zależności od nadwyrężenia kondycji organizmu proces, czasami długotrwały) nie popadajmy w skrajności. Potem też warto sprawdzać odpowiedni bilans by nie „przedobrzać”.
    Porównania ze zwierzętami w mojej opinii też nie są właściwe. Jeżeli pod względem chemicznym różnica między życiem a śmiercią jest mniej więcej taka jak różnica między wodą mineralną a destylowaną to jaka jest różnica jeżeli nasze dna zmienia się „tylko” o jeden gen?

    Pozdrawiam wiosennie :)
    Monika

    • Robert says:

      Witajcie.
      Moniko, odpowiadam po kolei:
      1. Czy mam zniszczony układ pokarmowy – na szczęście raczej nie, choć jak czasami sobie wspomnę to ogarnia mnie przerażenie jak czasami jadałem. Niezdrowo, kawa, tytoń, czekolady, Cola, tłuste mięsa i zero „zieleniny”.
      2. Przyzwyczajenia – oj mnóstwo, ale myślę że silna wola przezwycięża.
      3.Pierwsze 4 dni były masakryczne a do tego odstawienie KAWY, co samo w sobie jest swoistym detoksem. Ale warto.
      4. Co do filmiku tego kolesia z „buszu” to się zgadzam w 100%. Najlepszym wyjściem jest oczywiście stopniowa zamiana „śmieciowego jedzenia na zdrowe i pożywne” – dokładnie jak Ty to opisałaś. Jednak ja jak już coś robię to radykalnie od początku do końca, heheeee – taka moja natura.
      5. No właśnie, ludzie są tak podatni na to co czytają i oglądają, że bez zastanowienia „łykają wszystko jak pelikan”. Raz dieta Atkinsa, raz Dukana, Kopenhadzka no i Małyszowa. Tak jak napisałaś: „Bardzo wiele osób przechodząc na Raw i zachłystując się naturalnością tej diety głosi pogląd, że ludzie dawniej nie liczyli kalorii ani białek i byli bardzo zdrowi. Sporo osób na Raw ma źle zbilansowaną dietę i w efekcie niedobory, a z niektórymi produktami „przedobrza”” – oczywiście zgadzam się z tym też w 100%, ale pisząc poprzednio myślałem że dobrze zbilansowane i różnorodne jedzenie jest / powinno być tak oczywiste że nie wspominałem o tym. A może w tym tkwi sedno każdej diety ???
      Mam znajomych którzy odżywiają się w MC, piją Cole, jedzą batoniki, ciastka i liczą kalorie i powiem Ci że im to nawet wychodzi. Zawsze mieszczą się w normie. Kalorie, białko, tłuszcze – no prawie, węglowodany – no cóż, z pewnością nie liczą batoników i ciastek.
      Dzisiaj policzyłem co zjadłem: 1100 kcal, białko 30 g. Nie wypisuje reszty bo Vit i Min. ponad normę. Tłuszcz tylko z orzechów, sezamu i słonecznika. Piszę o białku bo to drugi, po wodzie, najważniejszy element dostarczany organizmowi. Ludzki organizm składa się w 65% z wody i w 25% z białka. Organizm człowieka nie potrafi magazynować białka.
      Nie jest ono zamieniane na węglowodany (chyba,że nie ma ich w pożywieniu), ani na tłuszcze. Nadmiar białka jest rozkładany w wątrobie i wydalany przez nerki jako mocznik. Staje się to przyczyną nadmiernej pracy tych narządów. Nadmiar białka przyczynia się do zmian destrukcyjnych tkanki nerkowej i pogorszenia funkcjonowania nerek. Z moczem wydalane są składniki mineralne, m.in. wapń. Im więcej spożywamy białka, tym bardziej narażamy się na powstanie
      i rozwój osteoporozy. Poza tym wapń, tracony z moczem, powoduje formowanie się bolesnych kamieni nerkowych.
      Osobiście staram się teraz – przez 4-6 tygodni oczyścić organizm z toksyn, złogów, kamieni w jelicie itp. Więc przez ten okres spożycie białka w „ilościach książkowych” oczywiście nie jest zalecany, choćby dlatego żeby odciążyć nerki i pozwolić organizmowi spalać stare i zniszczone komórki zamieniając je na aminokwasy. Białka są tym bardziej wartościowe, im bardziej proporcje tworzących je aminokwasów zbliżone są dla
      potrzeb organizmu. Mięso jest powszechnie uznawane za posiadające właśnie takie idealne proporcje. Jednak
      jest to błędne przekonanie, gdyż, ze względu na niedobór waliny, metioniny i tryptofanu, białko pochodzące z mięsa jest przyswajalne tylko w około 65%. Znacznie lepiej, bo niemal w 100%, jest przyswajalne
      białko jaj, niewiele gorzej mleka, serów i twarogów. Dopiero następne w kolejności jest mięso, a tuż za nim soja. Trzeba jeszcze wspomnieć, że owoce zawierają wprawdzie tylko niewielkie ilości białek (2 – 5 g w 100
      g produktu, w porównaniu do 20 g w 100 g soi i mięsa), ale za to przyswajalnych niemal w 100%. Oczywiście % przyswojonego białka, tak jak wspominasz, jest zależny od „udrożnienia” naszego układu trawiennego.
      WHO zaleca jako normę 35 gramów
      białka dziennie. Brytyjski Departament Zdrowia określa przeciętne dzienne zapotrzebowanie na białko na 36 g dla kobiet i 44 g dla mężczyzn.
      Zakładając że nasz organizm jest w miarę „czysty” i przyswaja % białka tak ja napisałem wyżej to przykładowo zaabsorbowanie 40 g czystego białka przez organizm wymaga zjedzenia 65 g białka zwierzęcego – co już jest bardzo bliskie zalecanym normom tabelarycznym. A teraz dla owoców / zieleniny ( pomijamy orzechy i nasiona ). Owoce średni 2-5 g, zielenina 1-3 g co daje średnio 3 g / 100g produktu. Przy przyswajalności na poziomie 95-100 % należało by zjeść dziennie 1,4 – 1,5 owoców / warzyw, co myślę nie jest niczym przesadnym.
      A co do jakości białka, wystarczy przykładowo połączyć brokuł z szpinakiem i kiwi, zrobić z tego smootisa (hehe) i cieszyć się lepszą odżywką proteinową niż kolesie koksiarze z siłowni.
      6. Ten kolega RawTrucker, który doznał wylewu i paraliżu – oczywiście nawet RAW nie ochroni przed tym części osób. Istnieje zawsze 5-10% ludzi którzy pomimo najlepszych nawyków żywieniowych będą chorować, a z czym przesadził w swojej diecie – nie mam pojęcia.
      7. A co do małp – to była mała dygresja, oczywiście nie jesteśmy małpami. hehe :)
      Moniko, nie zrozum mnie źle, nie myśl że przez to co piszę chcę w jakiś sposób negować twoją wiedzę. Z ciekawością czytam Twoje wpisy i bardzo je doceniam. Jednak to co wyżej opisałem jest moją opinią co do tematu białka.
      Pozdrawiam. 3majcie się cieplutko.

      • Monika says:

        Robert ja bardzo dziękuję za dyskusję, bynajmniej nie czuję się krytykowana i nie uważam, by to co piszesz negowało moją wiedzę. To naprawdę super, że poświęcasz czas by zaprezentować obszerniej swój punkt widzenia.
        Jeśli chodzi o domyślność zbilansowania diety to cóż… z tego co zauważyłam w rozmowach z ludźmi to najmniej rozpatrywana sprawa. Mamy tendencję do tego by działać w systemie zero jedynkowym, albo uwielbiamy medycynę konwencjonalną i ślepo wierzymy, albo zachłystujemy się alternatywą i olewamy wszelkie zasady.
        Ja też mam znajomych którzy odżywiają się McDonaldzie, piją Colę litrami, na obiady żrą batoniki itd. Kiedyś szczerze mówiąc się wkurzałam – dlaczego oni mogą sobie tak olewać, a ja muszę uważać na każdy kęs który wkładam do ust. Dziś wiem, że wszystko jest do czasu. Jedni mają silniejszy organizm, inni słabszy, ale przy takiej „diecie” prędzej czy później, zawsze coś „wyskakuje”.
        Jeśli chodzi o temat białka: Robert Young podaje, że w 70 % składamy się z wody, 20% tłuszczu, 7 % białka, 1-2 % witamin i minerałów i 0,5-1 % cukru. Wg. oficjalnych zaleceń białko nie powinno stanowić więcej niż 8 % dziennego zapotrzebowania energetycznego. Wielokrotnie też czytałam, że to co opisujesz na temat szkodliwego wpływu białka, dotyczy białka zwierzęcego. Zawiera ono dużo więcej kwasów siarczkowych niż białko roślinne. A wraz ze wzrostem zawartości siarczanów w diecie następuje szereg bardzo niekorzystnych reakcji które częściowo wymieniłeś. Ważna jest też koncentracja białka – to zwierzęce jest bardzo skondensowane, przez co nasz organizm ma problem bo w jednej porcji dostaje często od razu nadmiar.
        W mojej opinii kolega RawTrucker przesadził z tłuszczem. Nawet z tym najzdrowszym można przedobrzyć (jak ze wszystkim).
        Miłego dnia :)
        Monika

  10. Kamil says:

    Witam. Przede wszystkim dziękuję za wspaniałe źródło wiedzy na temat surowej diety. Następnie chciałbym tylko zapytać jak miksowanie owoców blenderem wpływa na ich wewnętrzne „życie”. Czy w jakiś sposób negatywnie wpływa na enzymy/wartości/dostępność składników dla organizmu ludzkiego? Nie potrafię, mimo usilnych prób, znaleźć w sieci odpowiedzi na to pytanie, także zgłaszam się do specjalistki. Miłego dnia.

  11. Monika says:

    Witaj Kamil. Dziękuję za odwiedziny :)
    Jeśli chodzi o blender to ma w pewnym stopniu znaczenie zasada dotycząca zwykłych sokowirówek. Czyli szybkie obroty, cięcie powoduje „gubienie” części najdelikatniejszych składników odżywczych – enzymów i witamin. Piszę, że w pewnym stopniu dotyczy to blenderów ponieważ blendery nie są aż tak szybkie jak sokowirówki. Niestety nie unikniemy tego jeśli chcemy zrobić koktajl. Natomiast czytałam kilka razy, że najbardziej nie poleca się blendowania zielonego soku (z liści). Podobno on właśnie traci najwięcej składników odżywczych w tym procesie. Pozdrawiam :)

  12. Kamil says:

    Dziękuję za natychmiastową wręcz odpowiedź. Nie spodziewałem się jej aż tak nagle, a tu proszę, miłe zaskoczenie. Powiedz mi, co sądzisz o kiełkach? Mam również problem ze znalezieniem rzetelnych (bardziej naukowych) informacji na ich temat dlatego wolę się upewnić – jak na chwilę obecną trapi mnie sprawa zjadania całych nasion wraz z kiełkami. Dotychczas dowiedziałem się jedynie, że nie powinno zjadać się wykiełkowanych nasion roślin strączkowych ze względu na trujące związki będące ich naturalną ochroną (popularne do kiełkowania ciecierzyca, fasola mung, soja, soczewica). W przypadku innych najpopularniejszych (lucerna, rzodkiewka, rzeżucha, brokuł) można śmiało je zjadać. Myślę, że kiełki maja potencjał aby stanowić doskonały fundament pod kolejny z Twoich artykułów. Jak nie spojrzeć… są to jedne z najbardziej wartościowych źródeł pożywienia – szczególnie w przypadku surowej diety.

    Obecnie badam również wszelkie artykuły na temat siemienia lnianego i zawartych w nim związków cyjanowodoru szkodliwego dla zdrowia – dlatego, że moczone siemię lniane zmiksowane za pomocą blendera z owocami daje coś w rodzaju glutowatego (słowo nie brzmi zachęcająco) musu – zachowując przy tym wartości siemienia dostajemy pyszny owocowy deser. Mam za to problem z określeniem konkretnych owoców, które w kontakcie z tym związkiem neutralizują jego szkodliwe działanie (na chwilę obecną wiem tylko o papai, a neutralizacja poprzez wysoką temperaturę zniszczyłaby chociażby omega-3 zawarte w siemieniu). Pozdrawiam serdecznie.

  13. Monika says:

    Niestety nie zawsze udaje mi się tak natychmiastowo odpowiedzieć :))
    Jeśli chodzi o kiełki przez zdecydowaną większość są one uważane za ogromnie zdrowe. Niemniej dość ciekawą tezę wysnuł Gerson, który uważał, że kiełki zawierają białka, które ze względu na niepełną formę (bardzo młoda roślina) nie są dla ludzi przyswajalne i niektórym osobom podrażniają żołądek. Opisuje on kilku pacjentów, którym podał kiełki już po wyleczeniu z nowotworów terapią sokową, i u których rak się odnowił po właśnie wprowadzeniu kiełków. Jak zwykle w takich sytuacjach komu wierzyć? Sobie :) Jeśli organizm dobrze reaguje po zjedzeniu danego produktu wszystko jest ok. Jeśli daje różnego rodzaju sensacje, albo ktoś zwyczajnie nie lubi danej rzeczy, to nie wciskać jej sobie na siłę. Nawet jakby miała uznane przez wszystkich cudowne właściwości zdrowotne widocznie nie jest dla nas.
    Nie do końca wiem co rozumiesz przez „trujące związki będące naturalną ochroną”. Masz na myśli inhibitory? Tyle tylko, że inhibitory wypłukuje się poprzez moczenie – odkiełkowanie (które też zachodzi w wodzie i które może mieć w ogóle miejsce bo inhibitory właśnie zostały wypłukane). Inhibitory to naturalne substancje, które chronią roślinę przed zbyt szybkim wykiełkowaniem. W naszym organizmie faktycznie blokują trawienie. Ale rośliny odkiełkowane siłą rzeczy nie mają już inhibitorów. Tak więc nie bardzo rozumiem :)
    O strączkowych są bardzo różne opinie, jedni mówią, że niezdrowe, inni że super zdrowe itd. Ja uważam, że w diecie ważna jest przede wszystkim różnorodność i umiar. Jeżeli jemy czasami ciecierzycę, czasami soczewicę, czasami fasolkę kidney, a czasami nawet soję, której nie jestem fanką i nie mogę jej jeść ze względu na niedoczynność tarczycy a soja w większych ilościach zaburza działanie tego nawet zdrowego organu – wszystko jest w porządku. Natomiast jeżeli wybierzemy sobie kilka ultra zdrowych produktów i będziemy je stosować codziennie to prędzej czy później przedobrzymy. Ja jestem daleka od demonizowania jakichkolwiek naturalnych produktów. Zresztą tą różnorodność i umiar polecam także osobom które nie chcą odstawić produktów odzwierzęcych. W małych ilościach w połączeniu z dużą ilością warzyw i wyeliminowaniu cukru z diety można mieć dość optymalną dietę.
    Jeśli chodzi o siemię i cyjanowodór. Siemię również poleca się moczyć, standardowo przynajmniej 8 godzin ze względu na wyżej wspomniane inhibitory (siemię jest nasionem więc to naturalne że je zawiera) oraz mykotoksyny wynikające z długiego terminu przechowywania, obecności różnego rodzaju grzybów i pleśni. Po tym wymoczeniu ziarna się w znacznym stopniu oczyszczają. Z tego co czytałam, wymoczone (również w zimnej wodzie) siemię nie powoduje cyjanogenezy. Ja powiem szczerze, że jeśli chodzi o ten temat to jestem dość sceptyczna. Wszystko zależy od wielkości spożycia. Gdyby faktycznie małe ilości cyjanowodorów zawarte w tych ziarnach wpływały tak źle (czy wręcz śmiertelnie) na nasz organizm mielibyśmy epidemię. To, że ktoś spożywa za dużą ilość danego produktu i przez to choruje, dla mnie nie jest dostatecznym dowodem, że produkt jest niezdrowy. Bardzo często występującym błędem podczas początków na Raw food jest zbyt duże spożycie tłuszczy. Ale czy to oznacza, że np avocado jest niezdrowe? To jest to o czym pisałam wyżej, przede wszystkim różnorodność i umiar. Z ultra zdrowymi produktami też można przedobrzyć. Jeżeli ktoś chce stosować siemię w dużych ilościach „terapeutycznych” to najczęściej kieruje się zasadami wyznaczonymi przez dr Budwig. A ona wykorzystuje cyjanogenezę (w połączeniu z aktywnymi związkami siarki) do leczenia wielu schorzeń, w tym nowotworów. Nie słyszałam, aby ktoś spożywając małe ilości siemienia łączył je ze specjalnymi owocami. Najczęściej jest to kwestia smaku. W przypadku dużych ilości odsyłam do źródła, czyli książek dr Budwig. To na co ja bym zwróciła uwagę jeśli mówimy o siemieniu to przede wszystkim, aby był dobrze przechowywany i eko. Dzięki temu unikniemy wielu szkodliwych substancji w ziarnie. No i moczyć, moczyć i jeszcze raz moczyć :)
    Miłego dnia :)

  14. Klaudia says:

    witaj, Moniko :) bardzo się cieszę, że trafiłam na Twoją stronę, która zawiera mnóstwo interesujących mnie wiadomości na temat surowej diety. jestem owoweganką od kilku miesięcy i poczułam, że lato to idealna pora, by spróbować żywić się surowizną, tym bardziej, że mam własny ogród warzywny. stąd moje pytanie: z czego składa się koktajlt błonnikowy, który spożywasz na śniadanie? :)

    • Monika says:

      Cześć Klaudia :) Ja też się cieszę, że trafiłaś na moją stronę ;))
      Dzięki, za przypomnienie, że nie zamieściłam przepisu na koktajle! Ciągle tyle do napisania i czasami coś umknie :)
      Koktajl błonnikowy robię z pestek dyni, słonecznika i siemienia lnianego do których dodaję warzywa sezonowe – pomidora, ogórka, kiełki słonecznika lub co tam mam pod ręką aby nadać smak. Jeśli dopiero zaczynasz pić tego typu koktajle to pewnie na początku będziesz musiała dosładzać. Można to zrobić bananem lub innymi owocami sezonowymi. Przy czym ja bym z czasem rezygnowała z owoców na rzecz warzyw. Połączenie tłuszczu (z pestek i ziaren) z cukrem (z owoców lub miodu) jest kiepskie. Szerzej pisałam o tym tutaj: http://rawolucja.pl/raw-food/odpowiednie-laczenie-pokarmow/ No i odradzam sezam, bo jest gorzki.
      Trzymam kciuki za Twoje surowe lato :)
      Monika

  15. Klaudia says:

    Hej! Dziekuje za przepis i rady :) Niestety z moją wrodzoną niecierpliwością musiałam znaleźć przepis na koktajl błonnikowy jeszcze tego samego dnia i znalazłam. Obecnie pije go zmodyfikowanego (2 łyżki siemienia lnianego, łyżka nasion konopi i łyżką niełuskanego słonecznika – pestek dyni w łupinkach nie mogłam znaleźć – zmielone w młynku do kawy), a do tego sezonowe owoce, obecnie wiśnie. Poźniej zastapie, za Twoją radą, warzywami.
    Pozdrawiam serdecznie! :)

Copyright Monika Trawinska 2010. Projekt graficzny: julylily.pl, powered by Wordpress.