Moja historia

Jesteś tym co myślisz, pijesz i jesz. Tyle, że kilka lat temu nawet się nad tym nie zastanawiałam. Nie musiałam. Od 6 do 15 roku życia trenowałam wyczynowo pływanie. Miałam świetne zdrowie, przemianę materii i figurę. Codziennie cztery godziny treningów, plus normalne zajęcia szkolne. Dzień zaczynałam o 5, wracałam do domu ok 18, a mimo to miałam mnóstwo energii i entuzjazmu. Bardzo rzadko chorowałam.


Później chciałam rozwijać się w innym kierunku, przestałam trenować pływanie i wybrałam liceum plastyczne. Słodki, beztroski czas, ale z narastającym cieniem – moja mama chorowała. Zaczęło się od samoistnego złamania kości udowej kiedy po prostu przechodziła z pokoju do kuchni, a 5 lat później skończyło się śmiercią z powodu nowotworu piersi. To był dla mnie bardzo trudny czas, niemal codzienne wizyty w szpitalu onkologicznym, potem hospicjum, przerażenie, smutek… Miałam 21 lat i nie byłam na to wszystko przygotowana.


Sytuacja rodzinna spowodowała, że musiałam się bardzo szybko usamodzielnić, ale to nie stanowiło dla mnie problemu. Od dzieciństwa byłam niezależna jak na jedynaczkę przystało ;) Wiedziałam co chcę robić – projektować strony. Problem polegał na tym, że w moim rodzinnym Lublinie niewiele było pracy w tym kierunku, a jeśli już jakieś ogłoszenie się pojawiało, to raczej mało ambitne. Chciałam czegoś lepszego. W tym czasie dużo pracowałam i stresowałam się, ale nie miałam żadnych dolegliwości. W końcu postanowiłam wyjechać do innego miasta.


13 lipca 2004 roku o 5.30 wsiadłam w busa do Warszawy mając bilet tylko w jedną stronę :) Nie wiedziałam co się zdarzy, ale wierzyłam, że mi się uda. Jakiś czas później znalazłam wymarzoną pracę, projektowałam strony dla najlepszych marek, rozwijałam się, było super. Tyle, że nikt nie nauczył mnie radzić sobie ze stresem. Pracowałam po 12 godzin. Na śniadanie zjadałam ciastko lub drożdżówkę popijając kawą. Po powrocie do domu ok. 22 często przypominałam sobie, że cały dzień nic nie jadłam. Trwało to kilka lat. Zbudowałam dobre portfolio. Bilans zdrowia był jednak fatalny. Miałam poważne problemy z kręgosłupem, dolegliwości związane z jelitami i żołądkiem. Byłam ciągle zestresowana i przemęczona. Nie zwolniłam jednak, za dużo było jeszcze ciekawych projektów do zrealizowania. Chudłam w oczach (a zawsze byłam szczupła).


W końcu postanowiłam trochę odpocząć. Znalazłam pracę na pół etatu w przyjaznej firmie, z bardzo fajną atmosferą. To były moje wakacje, miałam mnóstwo czasu dla siebie, zaczęłam normalnie jeść, zakochałam się :) W jakieś 3-4 miesiące z rozmiaru 36 wskoczyłam na 42. Nie wiedziałam co się dzieje, nigdy wcześniej nie miałam problemów z wagą. Przeczytałam na forach sportowych, że mój organizm zwolnił metabolizm (bo za mało jadłam) i przeszedł w tryb awaryjny – całe pożywienie jakie dostarczałam było teraz magazynowane na wypadek gdyby znowu zabrakło posiłku. Zaczęłam się odżywiać wg. klasycznej diety białkowej. Małe porcje jedzenia, 4-5 razy dziennie. Jadłam głównie mięso i nabiał. Początkowo bardzo dużo ćwiczyłam – 5 dni w tygodniu. Waga stała jednak w miejscu. Moja walka o figurę trwała jeszcze rok, ale nic się nie zmieniło. Coraz gorzej czułam się we własnej skórze. Miałam ogromne problemy z jelitami, organizm całkowicie się rozregulował. Cały czas bolał mnie brzuch. Rano budziłam się i byłam już zmęczona, straciłam całą ciekawość świata, coraz bardziej odgradzałam się od ludzi. Żyłam jak we mgle. Kilka razy zasłabłam, byłam przerażona. Ubezpieczyłam się (pracowałam na umowę o dzieło) i przeszłam serię badań. Okazało się, że mam anemię, niedoczynność tarczycy z podejrzeniem choroby Hashimoto, zespół jelita drażliwego, skrzywienie kręgosłupa (mogące zaowocować w przyszłości migrenami i niedowładem prawej ręki), 24 mm niezłośliwego guza, którego nie da się wyleczyć farmakologicznie, a operacja wiąże się z dużym ryzykiem krwotoku. Zalecenie – czekać i obserwować. Nie zamierzałam czekać. Lekarze określili większość tych chorób jako „nieuleczalne choroby cywilizacyjne” z którymi da się żyć nawet komfortowo, jeśli będzie się zażywać lekarstwa łagodzące objawy. Dostałam listę piguł, z których poskutkowały tylko hormony tarczycy. Reszta nie przyniosła efektów a nawet, jak w przypadku jelita, pogorszyła sytuację.


Zaczęłam szukać na własną rękę. Wiedziałam że ścigam się z czasem. Przekopując się przez gigabajty internetowych bzdur trafiłam w końcu na film „Crazy Sexy Cancer”. Trzydziestoletnia autorka – Kris Carr przedstawia w nim swoją historią zmagań ze złośliwym, bardzo agresywnym rakiem wyściółki naczyń krwionośnych wątroby i płuc (EHE). W momencie diagnozy miała już 24 guzy. Jednak dzięki diecie, ćwiczeniom, pracy nad emocjami i zdrowemu myśleniu o swojej chorobie udało jej się zatrzymać rozwój nowotworu! Uwierzyłam, że ja też mogę być zdrowa. Zaczęłam czytać o surowej diecie (Raw food), balansie kwasowo – zasadowym, wpływie rafinowanego cukru na organizm, zielonych sokach, relaksacji, technikach wolności emocjonalnej, pracy z negatywnymi myślami itd. Zrozumiałam dlaczego utyłam, mam problemy z jelitami, bóle żołądka, zapalenia. Stało się jasne skąd fatalne samopoczucie i ciągłe zmęczenie. Uzbrojona w te informacje i książki dr Roberta O Younga postanowiłam wcielić wszystko w życie. Wzięłam worek na śmieci i wyrzuciłam z kuchni wszystko co nie było zgodne z Raw food. Kupiłam specjalną wyciskarkę soków Green Star i chyba tonę zielonych warzyw :) Następnego dnia byłam już weganką na surowej diecie. Po 3 tygodniach zrozumiałam, że motywacja i silna wola nie wystarczą. Zdrowe przechodzenie na Raw food powinno być stopniowym, naturalnym procesem a nie pełną wyrzeczeń mordęgą.


Zrobiłam 2 kroki do tyłu. Wróciłam do poprzedniego sposobu odżywiania, ale wybierałam jak najmniej przetworzone produkty. Prawdziwy chleb, ekologiczne mleko, masło i jaja, wędliny wyrabiane w tradycyjny sposób. Do tego stopniowo coraz więcej warzyw. Dużo eksperymentowałam z przepisami i te które uważałam za najsmaczniejsze włączałam do codziennej diety. Nowe potrawy były tak pyszne, że zastępowałam nimi niezdrowe posiłki z przyjemnością. Jedzenie stało się ekscytującą i radosną częścią mojego życia. Tym bardziej, że zaczęłam wracać do formy. Czym większą część mojej diety stanowiły warzywa, tym lepszą miałam kondycję i samopoczucie. Stopniowo ograniczałam stres dzięki relaksacji. Pracowałam nad negatywnymi myślami i emocjami. Ćwiczyłam jogę.


Po 9 miesiącach od czasu pierwszej diagnozy powtórzyłam badania. Organizm się ustabilizował, mam bardzo dobre wyniki krwi, po zespole jelita drażliwego nie ma nawet śladu, poprawił się stan kręgosłupa, ustąpiły zapalenia a guz się pomału zmniejsza. Znowu noszę rozmiar 36. Mam świetne samopoczucie i dużo energii. Odzyskałam radość. Każdego dnia jest coraz lepiej. Kiedy patrzę wstecz odczuwam ogromną wdzięczność, że udało mi się znaleźć wszystkie te informacje w momencie, w którym zły stan mojego zdrowia był jeszcze odwracalny. Choroba stała się początkiem zwariowanej podróży. Najbardziej inspirujące i soczyste fragmenty z dziennika pokładowego tej wyprawy znajdziecie na blogu ;) Zapraszam!

11 Responses to Moja historia

  1. Alsilatiel says:

    Moniko, bardzo mnie poruszyła Twoja historia. Moja jest trochę podobna, jeśli chodzi o zaniedbanie spraw jedzenia na lata, kiedy zaczęłam pracę i utrzymywałam się sama, wahania wagi i kłopoty zdrowotne. :) Cieszę się, że raw food pomaga wrócić do zdrowia. Zainspirowałaś mnie :) Choć ja jednak raw food spróbuję dopiero wiosną, bo na razie obawiam się, że nie jest na to odpowiednia pora (zima), głównie martwię się też o energię czerpaną z pożywienia, wartości odżywcze niesezonowych warzyw i owoców, wartości rozgrzewające w naszym klimacie, które dają jednak zboża- a także wiedza, którą dzielą się Chińczycy i Rosjanie ;). Dziękuję za Twoją stronę i porady. Bardzo inspirujące! :)

    • Monika says:

      To bardzo rozsądne z Twojej strony, że chcesz przejść na Raw food wiosną, kiedy dostępne będą sezonowe, lokalne warzywa i owoce, ponieważ świeżo zerwane mają najwięcej wartości odżywczych (po 3 dniach zaczynają je tracić). Jednak ze zmianami w diecie nie warto czekać aż do wiosny! Przechodzenie na Raw food to proces, a nie jednostkowe wydarzenie. Nie wiem jak odżywiasz się w tej chwili, ale polecam zacząć od zamiany gotowych, być może fast foodowych potraw na jak najmniej przetworzone, następnie wprowadzenie zielonych soków, a potem stopniowo coraz więcej surowych warzyw do codziennego menu. Szerzej na ten temat piszę tu: http://rawolucja.pl/raw-food/jak-przejsc-na-raw-food-surowa-diete-i-nie-zwariowac/
      Być może poważną przeszkodą w drodze do zdrowia okaże się odstawienie słodyczy. Tutaj opisuję moje doświadczenia z uzależnieniem od cukru: http://rawolucja.pl/dieta-przejsciowa/jak-odstawic-slodycze/
      Trzymam kciuki! :)

      • Alsilatiel says:

        Nie czekam z innymi zmianami w diecie aż do wiosny. Już dawno jest zmieniona ;) na wegetariańsko/5 przemian. Podlinkowane przez Ciebie notki przeczytałam z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością. Świetnie to wszystko opisałaś. :) Myślę, że „stopniowe przechodzenie” to najrozsądniejszy sposób postępowania. Choć ja nie wiem, czy moja dieta będzie zmierzała w kierunku raw food całkowitego czy raczej będę swoją dietę o raw food uzupełniać. Mimo wszystko bardzo dziękuję za informacje, bo nigdzie tak obrazowo i prosto nie jest to opisane jak u Ciebie.

        • Monika says:

          Fajne jest to, że nie ma potrzeby przechodzenia na 100% Raw food aby polepszyć swoje zdrowie. Wiadomo, że czym więcej surowych produktów tym lepiej, ale już 60-70% naturalnych warzyw i owoców w codziennym jadłospisie znacząco poprawia kondycję organizmu.
          Bardzo dziękuję za dobre słowo o moim blogu. Cieszę się, że znalazłaś tu dla siebie coś przydatnego :) Pozdrawiam :)

          • Alsilatiel says:

            To prawda :) I ku temu chciałabym zmierzać :) Wprowadzać coraz więcej świeżynek ;) choć jeszcze nie bardzo się orientuję, co w warunkach zimowych można uważać za produkt „sezonowy” :| A co myślisz o dostępnej na polskim rynku literaturze na temat Raw Food? Czytałaś „Surową dietę oczyszczającą”- Natalii Rose? :) Może wpis z recenzjami wartych przeczytania ksiażek? ;)

  2. Monika says:

    Warzywa zimą to temat rzeka ;) może powinnam poświęcić temu najbliższy wpis :) Będąc na Raw food prędzej czy później pojawia się dylemat czy spożywać warzywa ekologiczne czy lokalne, wbrew pozorom to nie to samo.
    Jeśli chodzi o książki to ja dotarłam do Raw food okrężną drogą – zanim poznałam „guru” surowej diety „studiowałam” konkretne przypadki ludzi którzy wyzdrowieli na Raw. Mam tu szczególnie na myśli Kris Carr (napisała 3 książki i nagrała film). Przygotowuję właśnie wpis na jej temat.
    Twoja sugestia dotycząca recenzji książek jest super! Na pewno ją zastosuję :)) Jak masz jeszcze jakieś pomysły o czym chciałabyś tu przeczytać – daj znać :)

    • Alsilatiel says:

      O tam, warzywa zimą to doskonały pomysł na wpis. :) Jakie warzywa, co z mrożonkami, co z sezonowymi i z importowanymi…
      Kriss i jej historia robią wrażenie. :) Ale ja tę historię znam tylko z drugiej ręki. Dlatego wpis jest jak najbardziej pożądany! :)
      Co do pomysłów, mam sporo: jak wygląda sprawa z koniecznością kupienia sprzętu: blender wystarczy? A sokowirówki- czy te jednoślimakowe, kosztujące krocie są naprawdę lepsze. I czy lepszy sok czy jednak cały owoc, ze skórką i wszystkimi składnikami, które się w skórce znajdują. Jakieś przykładowe, tygodniowe menu. Soki owocowe vs soki warzywne- korzyści i wady. Jakie „objawy” na raw mogą budzić zaniepokojenie a jakie są normalne. To kilka tak na początek ;)

  3. Alsilatiel says:

    Co powiesz na favikonkę? :) Łatwiej mi będzie Cię zlokalizować w otwartych zakładkach.

    • Monika says:

      Alsilatiel ja się przy Tobie stanę mistrzem WordPressa! ;D Pomysł świetny, mam nadzieję uda mi się zrealizować ;)

  4. Ania says:

    „Ludzie nie są swoimi myślami, ale tak sądzą. I to sprowazda na nich różne smutki. Umysł to tylko narząd reakcji, reaguje na wszystko. Wypełnia głowę milionami chaotycznych myśli, z których żadna nie określa cię bardziej, niż piegi na nosie”. :)
    Polecam film „Siła spokoju”: http://www.youtube.com/watch?v=bTxwuepStLk&feature=related (od 6 minuty)

Odpowiedz na Monika Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a:

Copyright Monika Trawinska 2010. Projekt graficzny: julylily.pl, powered by Wordpress.