Zagubienie – tracenie czy olśnienie?

Każdy z nas szuka własnej drogi, na końcu której czekają wymarzone cele. Kierujemy się różnymi wartościami, ale wszystkie one sprowadzają się do słowa „szczęście”. Są tacy, którzy utożsamiają je z rzeczami materialnymi, inni z ciekawym życiem, jeszcze inni w ostatecznym byciu sobą. Jedno jest pewne – nikt z nas nie chce stracić drogi, bo to oznacza utracenie punktu zaczepienia, kierunku, pewnej ciągłości tego skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy. Nie jest łatwo pożegnać się z misternie snutymi planami. Jeszcze trudniej zrozumieć, że cele, które uznawaliśmy za przybliżające do szczęścia w istocie nas od niego oddalały. Sfrustrowani przystajemy i przyglądamy się swojemu życiu. Miało wyglądać zupełnie inaczej. My sami mieliśmy być inni. Jednak gdzieś po drodze zagubiliśmy się…

 

Ostatnio obserwuję jak moje życie zatacza kolejny krąg. Ale czy wracam do punktu wyjścia? Cóż, faktycznie czuję się trochę jak kiepski uczeń w szkole Życia, który nie odrobił pracy domowej. Najchętniej skorzystałabym ze „ściągawek” w książkach, albo chociaż Google. Jednak to przekreśliłoby sens poczucia zagubienia. Jak mówi przysłowie: „Podróżuj często bez mapy bo gubiąc się odnajdujesz siebie”. Siebie. Nie piękny album ze zdjęciami National Geographic, nie punkt informacyjny z miłą panią, która wyjaśni wszystkie skomplikowane oznaczenia, również nie osobistego przewodnika, który wskaże kierunek. Kiedy okoliczności zewnętrzne zawodzą musimy sięgnąć do swojego wnętrza. I ten właśnie kierunek jest wg. mnie pierwszym głębokim sensem zagubienia. Drugim jest otwarcie się na nowe możliwości, których wcześniej byśmy nie dostrzegli lub odrzucili je. Jak ktoś powiedział: „To nie my piszemy najlepsze scenariusze naszego życia”. Bez względu na to czy nazwiemy to Bogiem, intuicją, Wszechświatem czy czymkolwiek innym, wszyscy posiadamy wewnętrzny kierunkowskaz. I wcale nie jest to cichy głosik. Tyle tylko, że wolimy wierzyć, że inni wiedzą lepiej. Jeszcze pół biedy kiedy faktycznie nasze autorytety podążają za swoim wewnętrznym głosem. Gorzej, kiedy stosujemy „terapie”, które nawet w życiu ich autorów nic nie zmieniły. Gonimy za coraz to nowymi technikami, obiecującymi naprawić nasze życie, sprawić, że będzie ono autentyczne, takie głęboko nasze. W istocie, powodują one tylko coraz większy chaos, który zagłusza nasz wewnętrzny kierunkowskaz. Jak powiedziała Tama J. Kieves: „Cóż za genialny design. Musimy poczuć się sfrustrowani przez życie by sięgnąć głęboko w siebie samych i znaleźć odpowiedzi, których nie dał nam świat. Być może są to odpowiedzi, które my przyszliśmy dać światu”.

 

 



Copyright Monika 2021